Bidony okiem logopedy

Tego artykułu nie planowałam, zainspirował mnie mój mąż 🙂

Historia jest taka: Mąż mój – Tomasz – wybrał się na zakupy… T. jest 100% tatusiem córeczki, dla swojej „żabki” zrobi wszystko! Iga, natomiast, jest 100% fanką „Elzy i Anny”. Kiedy T. zobaczył bidon z bohaterkami „Krainy Lodu” w dodatku w kolorze „różowym, pink” (nie wiem skąd Iga zna angielski?!) no cóż… T. musiał, po prostu musiał, wspomniany bidon zakupić.
Jako, że mąż mój jest bardzo wykształcony w dziedzinie logopedii, podświadomie czuł, że ów bidon do najlepszych nie należy i dał mi go do autoryzacji.
Bidon autoryzacji nie przeszedł, a Iga dostała samą butelkę z „Elzą i Anną” 🙂
Dlaczego mama logopeda uznała bidon za zły? Z powodu twardego ustnika.
Po pierwsze picie w taki sposób niewiele różni się od picia z butelki ze smoczkiem, ów bidon stymuluje ssanie i doprzednie ułożenie języka. Po drugie utrwala infantylny sposób połykania, uniemożliwiając pionizację języka, co w konsekwencji może spowodować u Twojego dziecka seplenienie. Po trzecie ma koszmarny wpływ na zgryz.
To jaki powinien być bidon idealny? Idealnego nie ma, bo idealna jest tylko szklanka, ale są bidony dobre.
Dobry bidon to taki z miękką, silikonową słomką.
Picie ze słomki jest ok! Mięsień okrężny ust nieźle przy tym pracuje.
Nie ma opcji pośrednich, ostatnio widziałam bidon ze słomką zakończoną plastikowym dziobkiem… No cóż – nie.
Reasumując unikaj wszelkich bidonów, czy butelek z twardymi ustnikami. Również butelki np. z wodą, zakończone dzióbkami są słabym rozwiązaniem, jasne jeśli Twoje dziecko napije się z czegoś takiego raz na jakiś czas to żadna tragedia i koniec świata nie nastąpią, ale proszę pamiętaj, że na dłuższą metę to nic dobrego 🙂

Dagmara Jakubczyk-Szwarc - neurologopedka, terapeutka wczesnej interwencji logopedycznej, certyfikowana terapeutka Castillo Morales, terapeutka metody miofunkcjonalnej.
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *