Macierzyństwo nauczyło mnie, że w życiu należy spodziewać się tego co niespodziewane. Moja córka zaskakuje mnie każdego dnia i pewnie domyślasz się, że nie zawsze pozytywnie 😉 ale dzisiaj oniemiałam! Moja córka zjadła szpinak! Rozumiesz trzylatka jedząca szpinak? To trochę jak lądowanie kosmitów… (przynajmniej dla mnie)
Zastanawiasz się jak do tego doszło? Będę szczera, stało się to trochę przez przypadek, a pomogła nam książka! Tak, tak książki mają wielką moc 🙂
Od jakiegoś czasu ulubioną książką Igi jest opowieść o Mamie Mu (jest kilka części) my mamy tę w której Mama Mu nabiła sobie strasznego guza i okładała go mrożonym szpinakiem, szpinak po czasie roztopił się i spłynął na buzię. Ponieważ Mama Mu jest krową to szpinak niezwykle jej smakował, zachwycała się jego smakiem. Książkę czytałyśmy dziesiątki razy!
Gdy dziś rano na śniadanie zrobiłam jajka sadzone na szpinaku, Iga z miejsca oznajmiła, że ona tego nie zje… Ok jej wybór, nie chce to nie je i po sprawie. Powiedziałam „To szpinak, jak nie chcesz to nie jedz” i o to widzę błysk w oku mojej córki „Szpinak? Taki który je Mama Mu?” w tej samej chwili zapaliła się lampka w mojej głowie „Tak, dokładnie taki który tak bardzo smakuje Mamie Mu” na co Iga z rozbrajającą naturalnością stwierdziła „A to ja lubię szpinak, możesz mi nałożyć”.
Co się stało, dlaczego trzylatka nagle polubiła szpinak?
Otóż przez ostatnie tygodnie jej mózg zaakceptował szpinak, skojarzył go z czymś fajnym i przyjemnym bo z jednej strony mózg kojarzył sytuację czytania na dobranoc, która jest miła i bezpieczna, a z drugiej strony zapamiętał, że ulubiona, książkowa bohaterka zajadała szpinak ze smakiem i w dodatku pomógł jej przezwyciężyć chorobę. Mózg mojej córki miał same pozytywne dane na temat szpinaku i dlatego Iga nie bała się spróbować i otworzyć na nowy smak. Na pewno pomógł też fakt, że tak naprawdę mózg Igi znał już smak szpinaku, bo przecież jako niemowlę często jadała zupę szpinakową, a dopiero po 2 roku życia (jak to często bywa) weszła w etap neofobii i przy okazji odrzuciła wszystko co zielone 😉
W ten sposób Iga zbudowała pozytywną relację z jedzeniem, a konkretnie ze szpinakiem.
Pozytywna relacja z jedzeniem jest fundamentem dla jedzenia. Powstaje między innymi dzięki przyjemnym doświadczeniom, umiejętności samoregulacji, dzięki możliwości decydowania o tym czy i ile zjem, możliwości poznania i oswojenia jedzenia, dzięki temu, że jedzenie nie jest przymusem, a wyborem oraz temu, że jedzeniu towarzyszą dobre emocje…[1]
Jeżeli Twoje dziecko jest wielkim niejadkiem, boi się jedzenia, nie lubi próbować, akceptuje minimalną ilość produktów, to samo czytanie książek nie rozwiąże problemu. W takiej sytuacji trzeba znaleźć przyczynę, a następnie zbudować plan działania. Nie mniej jednak książki jedzeniowe są niezwykle przydatne w oswajaniu i budowaniu pozytywnych relacji.
To teraz kilka moich ulubionych książek, które często czytam mojej córce, ale też wykorzystuję w terapii.
1.Przekroje owoce i warzywa. Agnieszka Sowińska wyd. Nasza Księgarnia.
Cudowna książka przedstawiająca owoce i warzywa jako mieszkanie dla różnych substancji odżywczych. Głównymi bohaterami są witaminy i minerały i ich codzienne życie 🙂 dzięki tej pozycji Twoje dziecko dowie się dlaczego warzywa i owoce są takie zdrowe, zobaczy to na własne oczy 🙂
2. Ugotuj mi bajkę. Majda Koren wyd. Ezop.
Tę historię kocham ogromnie, to chyba najlepsza lektura dla nas rodziców, prezentuje postawę rodzicielską przepełnioną miłością, cierpliwością, uczy akceptacji wyborów dziecka i nie zmuszania do jedzenia. Ja bardzo się przy niej wzruszyłam, pokazuje że dziecko może traktować jedzenie jako zagrożenie, może się go zwyczajnie bać, ale dzięki wsparciu, akceptacji, miłości i oswajaniu w końcu może zaakceptować to co wcześniej wydawało się nieakceptowalne. O tej książce chciałabym w przyszłości napisać więcej bo skradła moje serce, a moja córka nieraz prosi mnie „Mamo ugotuj mi bajkę” bo przecież bajkę zjada się dużo lepiej niż jakąś tam zupę…
3. Pora na kalafiora. Agata Dudek, Małgorzata Nowak wyd. Dwie siostry.
Dzięki tej książce dziecko może obejrzeć warzywa, poznać je, polubić, to fajna książka do oswajania, do tego aby mózg zanotował sobie obraz warzyw, być może kiedy maluch zobaczy kalafiora na talerzu, jego mózg podpowie „no dalej nie bój się, przecież to znasz, widzieliśmy go milion razy w naszej ulubionej książce”. Jeszcze lepiej gdy przy oglądaniu książki pobawicie się w dobieranie do obrazków prawdziwych warzyw, możecie wówczas dotknąć, powąchać, a może nawet spróbować? Z książką możecie wybrać się do supermarketu i pobawić się w detektywów, spróbować namierzyć wszystkie produkty występujące w książce.
4. Najlepsza zupa na świecie. Susanna Isern wyd. Tako
Kupiłam ją na targach książki, namówiła mnie Pani z wydawnictwa 🙂 Pięknie ilustrowana, ciepła historia o przyjaźni. Nie widzę w niej stricte terapeutycznego wydźwięku, ale jest wspaniała i warto mieć ja na swojej półce, być może Twoje dziecko też zechce ugotować najlepszą zupę na świecie 😉
5. Gratka dla małego niejadka. Emilia Dziubak wyd. Albus
Wyjątkowa książka kucharska dla dzieci, bohaterami są warzywa i owoce, dziecko jest współtwórcą książki, może w niej rysować i malować, może tworzyć własne przepisy. no i ta grafika… wspaniała, urzekająca.
Och tak się rozpisałam o tych moich książkach, że zapragnęłam poszerzyć bibliotekę 🙂